W czasach gdy byłem nieco młodszy na kogoś, kto wokół siebie gromadził pozytywnie nastawione osoby, był duszą towarzystwa, pomocny dla innych, potrafiący wysłuchać i doradzić mówiło się, że jest „w dechę”. To powiedzenie przyszło mi na myśl, gdy na naszej próbie pojawiła się Barbara Tritt (sopran) którą poznaliśmy wraz z Damianem Suchożerbskim (bas) na naszych warsztatach chóralnych w Brennej, we wrześniu bieżącego roku. To, że jest ona pozytywnie „zakręcona” czyli właśnie „w dechę” to taka oczywista oczywistość.
Ale to określenie „w dechę” przyplątało się do mnie, kiedy przypomniałem sobie z warsztatów, jak ważny dla śpiewu jest wdech. Te dwa wydawałoby się
bardzo odległe znaczeniowo wyrażenie i słowo: „ w dechę” i „wdech” w przypadku Barbary Tritt są niemal równoważne. Z jednej strony to niezwykle pozytywna, energiczna i świetna sopranistka, z drugiej fantastyczny pedagog przekazujący innym jak śpiewać by nasz głos wydobywał się z nas w sposób naturalny i pozwalał zarówno nam jak i nas słuchającym poczuć się swobodnie w krainie dźwięków. Jej sposobem na to by czerpać radość ze śpiewu jest, używając dużego skrótu, wdech a właściwie oddech. Ale, żeby wdychane powietrze uruchomiło nasz aparat głosowy (czyli żebyśmy zaczęli śpiewać) najpierw musimy przygotować do tego nasze ciało. A jak to zrobić najlepiej? Poprzez proste ćwiczenia fizyczne, które rozluźnią nasze mięśnie, wszystkie, nie tylko te na twarzy.
I właśnie tak, ćwiczeniami fizycznymi rozpoczęła się nasza próba z Barbarą Tritt. Panie podeszły do próby w sposób profesjonalny tzn. pojawiły się na niej
w strojach sportowych i w takim obuwiu. Co do panów to tylko kilku z nich ubrało się w przysłowiowe dresy. Inni wyszli z założenia, że dadzą sobie radę
bez nich. I w sumie dali. Przez pierwszą część próby wykonywaliśmy różne ćwiczenia, które stopniowo odblokowywały nasze mięśnie. Barbara (mam
nadzieję, że nie będzie nam miała tego za złe, że tak bez jej zgody przeszliśmy na TY) pokazywała jak ćwiczyć byśmy poczuli tzw. luz i tym samym lepiej
śpiewali. Były wymachy rąk, skręty tułowia, podskoki, skłony, przeróżne miny, masaż twarzy połączony z artykulacją dźwięków i cała masa dobrych rad by to co śpiewamy, mówiąc kolokwialnie, „nie spinało nas” a wręcz odwrotnie otwierało i dawało luz w ciele i w głosie.
Praktycznie te rady sprawdziliśmy w drugiej części próby, gdy nasze ciała były odpowiednio przygotowane na śpiew. Ten przysłowiowy wdech, przychodził
nam w tak naturalny sposób, że wielu z nas nie zauważało prześpiewanych czterech taktów (bez dodatkowego dobrania powietrza) w „Zdrowaś bądź
Maryja” Góreckiego. A to naprawdę jest niezły wynik. Soprany dostały szereg cennych uwag (wszak Barbara to świetna sopranistka) ale i pozostałe głosy usłyszały wiele praktycznych rad jak śpiewać byśmy my mieli z tego radość jak i ci, którzy będą nas słuchać.
Ani się obejrzeliśmy a czas naszej próby dobiegł końca. Zanim to się stało (tym razem jako gość) pojawił się na niej nasz maestro Łukasz. Pilnie przysłuchiwał się temu co mówiła Barbara. Na kolejnych próbach z pewnością nam to przypomni. Za to czego dowiedzieliśmy i nauczyliśmy się w Brennej i podczas naszej próby, Barbaro bardzo dziękujemy! I polecamy się na przyszłość. Do zobaczenia!
Wincenty Bryński